poniedziałek, 3 listopada 2014

Dziedzic Zaklinaczy - Cinda Williams Chima


Tytuł: Dziedzic Zaklinaczy
Seria: Kroniki Dziedziców
Tom: 4
Autor: Cinda Williams Chima
Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 528
Ocena: 5/6





Są powieści, o których ciężko coś powiedzieć i są takie, o których po prostu się mówi i nie sposób przestać. Jak mogliście zauważyć po mojej wideo-recenzji, która z założenia miała być tylko niewielkim wstępem do klasycznej oceny, Dziedzic Zaklinaczy to tytuł, który wywołuje potok słów i zanim człowiek w ogóle to spostrzeże, jest zmuszony przerwać swój wywód. Ja mam to szczęście, że do tematu powieści mogę powrócić i skorzystam z tego przywileju, jako że naprawdę warto raz jeszcze rzucić okiem na najważniejsze motywy, które wręcz proszą o uwagę w Dziedzicu Zaklinaczy.

Jonah Kinlock jako jeden z nielicznych przeżył owiane tajemnicą straszne wydarzenia mające miejsce w Thorn Hill, gdzie mieszkał z rodzicami i rodzeństwem. Dorośli, których znał zginęli, jego koledzy i koleżanki, a przynajmniej ci, którzy przeżyli, zostali na zawsze naznaczeni fizyczną niepełnosprawnością, psychicznym ciężarem, dręczącymi wspomnieniami. Nie zostali jednak porzuceni, jako że niejaki Gabriel Mandrake wyciągnął do ocalałych rękę i to on poprowadził ich w przyszłość.
W kilka lat później, masakra w Thorn Hill nadal pozostaje zagadką, wokół której pojawiają się liczne spekulacje. Jonah trudni się zabijaniem na zlecenie Gabriela, ale przede wszystkim chce dociec prawdy na temat pogromu, który spustoszył świat jego dzieciństwa. Nie jest to niestety łatwe, gdyż najwyraźniej istnieje więcej niż jedna „prawda”, a na horyzoncie pojawiają się także inne, równie poważne problemy, którym należy stawić czoła.
Wychowywana przez dziadka, Emma Greenwood wiedzie beztroskie życie buntowniczki, która częściej przesiaduje w klubach muzycznych niż w szkole czy w domu. Mimo beztroskiego podejścia do życia, dziewczyna sprawdza się całkiem nieźle jako lutnik i podobnie jak dziadek, kocha muzykę. Jej pozostawiająca wiele do życzenia egzystencja zostaje jednak poważnie zachwiana, kiedy jedyny opiekun ginie w podejrzanych okolicznościach, zaś na drodze Emmy staje człowiek, który przecież nie miał prawa się pojawić. Świat po prostu staje na głowie, a kłamstwa i kłamstewka otaczają ją ciasnym kokonem.

Pamiętacie jeszcze antyczne dramaty, którymi zamęczano nas na zajęciach z języka polskiego od podstawówki po szkołę średnią, a nierzadko wraca się do nich także na studiach? Wyobraźcie sobie teraz, że te sztywne, dramatyczne utwory zostają przyobleczone we współczesną, ale magiczną otoczkę, a bohaterowie z powodzeniem mogliby być jednymi z nas. Oto i Dziedzic Zaklinaczy! Prawdziwy współczesny dramat pisany prozą, w którym los robi na złość bohaterom, a raniące serce ciosy spadają na nich bez opamiętania. Na tę sytuacją składa się wiele czynników, jak chociażby, w przypadku Jonaha, masakra w Thorn Hill i jej skutki, moc zabijania dotykiem, która wymusza alienację, ale także wszystkie popełniane błędy, zaś ze strony Emmy wymienić można śmierć wszystkich bliskich, kłamstwa otoczenia i niezrozumienie sytuacji. Możemy wyliczać i wyliczać, ale warto zauważyć, iż w Dziedzicu Zaklinaczy nie natkniemy się na dramatyczny przesyt, który grozi ciężką depresją. Wszystko zostało przedstawione w zgrabny, powiązany ze sobą sposób i nie piętrzy się rażąc w oczy, ale nakłada się na siebie pozostając w harmonii. Właśnie to sprawia, że powieści nie ma się dosyć nawet przez chwilę, ale ma się ochotę czytać i czytać.

Kolejnym elementem, o którym wspomniałam w wideo-recenzji, a do którego chciałabym powrócić jest niepełnosprawność magiczna. Motyw doprawdy fantastyczny, chociaż niezmiernie smutny. Zapewne nikt z Was nie pamięta wybuchu w Czarnobylu, który silnie wpłynął na nasz kraj i dzieci rodzące się niedługo po tamtych strasznych wydarzeniach. Niemniej jednak, masakrę w Thorn Hill porównałabym właśnie do tamtego wydarzenia, które znam doskonale z opowieści mojej mamy, która zetknęła się osobiście ze zdeformowanymi w wyniku wybuchu elektrowni jądrowej dziećmi. Może właśnie dlatego zwróciłam uwagę na magicznie chore dzieciaki pojawiające się w tej powieści. Ich niepełnosprawność nierzadko jest na tyle poważna, że zmuszone są do zażywania narkotyków pozwalających im uśmierzyć ból, uspokoić się, opanować magiczne zawirowania. Jak łatwo się domyślić, najbardziej chorzy umierają młodo, ale ich śmierć wcale nie jest jednoznaczna z ulgą, gdyż po życiu czeka na nie kolejne życie, a ono wcale nie musi być takie różowe, jak wydaje się wierzącym. A teraz pomyślcie, jak niewiele dzieli nasz codzienny świat od tego stworzonego w Dziedzicu Zaklinaczy.

Przeciwieństwem wydarzeń mniej lub bardziej prawdopodobnych, jakimi są masakra w Thorn Hill oraz magiczna niepełnosprawność, jest „życie po śmierci” według czwartego tomu Kronik Dziedziców. I o tym już wspominałam, ale pozwolę sobie ten temat rozwinąć. Cinda Williams Chima zestawiła ze sobą kilka zagadnień – popularne dziś i rozchwytywane zombie, możliwość istnienia życia po śmierci oraz pytanie o warunki takiego niematerialnego życia. Jak sądzicie, co powstanie z połączenia tych trzech elementów? Zgadza się, nic przyjemnego. A to przecież nie wszystko. Zombie z duszą zmarłych nieszczęśników, którzy dosyć już wycierpieli, przykry obowiązek rozprawiania się z żywymi trupami szukającymi nowych ciał, chciwe chwytanie się życia, nawet jeśli jest ono żałosne i sprawia ból innym, misja wyznaczona przez ludzi nieposiadających umiejętności słyszenia krzyków unicestwianych „pasożytów”. Dziedzic Zaklinaczy ma w sobie o wiele więcej niż większość powieści, właśnie ze względu na zawarte w tym tytule cierpienie, wątpliwości, ból oraz walkę o prawo do życia.

W czwartej części swojej serii, Cinda Williams Chima stworzyła grupkę szczególnych bohaterów, których wyjątkowość podkreślają nie tylko życiowe dramaty, magiczne i fizyczne umiejętności czy zewnętrzna atrakcyjność, ale także ich podejście do muzyki. Takich postaci po prostu nie sposób nie polubić, gdyż ich życie toczy się na kilku płaszczyznach, z czego ta muzyczna w niektórych momentach wybija się ponad inne. To nie są osoby, które tylko walczą z magicznym złem, to nie kochankowie, dla których świat jest telenowelą. To grupka osób oddających serce tej samej pasji, tworzących kapelę, dzielących się z innymi swoim szaleństwem. Chyba każdy z nas słucha czasami muzyki, chociaż przez chwilę myśli o tym, jak wspaniale byłoby móc zrobić muzyczną karierę by porywać tłumy cząstką siebie ofiarowywaną poprzez wokal lub grę na instrumentach. Jeśli szalejecie na punkcie jakiegoś zespołu, na pewno zrozumiecie to, co autorka stara się nam ukazać poprzez zniewalające opisy gry. Mówiłam o tym w wideo-recenzji, ale powtórzę się – to jest poezja prozą! I muszę przyznać, że ma to ogromny wpływ na sposób, w jaki postrzegamy przede wszystkim dwójkę naszych protagonistów, ponieważ są kimś wyjątkowym.

Nie będzie mi łatwo podsumować w kilku słowach Dziedzica Zaklinaczy. Jest to dla mnie powieść, której czytanie porównałabym do rzeki. Unosi Cię na swoich falach kołysząc delikatnie i nawet nie dostrzegasz jej pędu, a już docierasz na ostatnią stronę. Świat przedstawiony przez autorkę jest piękny, ale zatrważający i niebezpieczny jak morskie głębiny, zresztą podobnie jak jej bohaterowie. Ta część to nieprawdopodobna historia bogata w prawdopodobne wydarzenia, brutalność świata wzbogacona magią, nieudana próba ucieczki przed normalnością, która przecież nie jest możliwa. Chcecie naprawdę zrozumieć tę powieść? Przeczytajcie ją!


2 komentarze:

  1. Ta seria jeszcze przede mną, ale nie wiem,kiedy nadarzy się okazja, żeby po niąsięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę w końcu nadrobić zaległości z poprzednimi tomami.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!