sobota, 22 lutego 2014

Magia złota – Tamora Pierce



Tytuł:  Magia złota
Autor: Tamora Pierce
Seria: Kroniki Tortallu
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 576
Ocena: -5/6






Przytroczcie do pasa pałki, pakujcie torby, przygotujcie prowiant na drogę i napełnijcie termosy, bo oto Tamora Pierce zabiera nas na kolejne niebezpieczne łowy na wielkie, tłuste Szczury. Ale bez obaw, nie pójdziecie nigdzie sami, bo przecież nie na darmo młody Terier zamienia się w nieustępliwego Ogara. Chociaż? Czy nas oczy nie mylą? Czyżby nasz Pies-służbista w końcu pozwolił sobie na chwilę zapomnienia?

Becca Cooper już od pewnego czasu nie jest zwykłym Szczenięciem, ale pierwszorocznym Psem. Niestety, szczęście jej nie dopisuje i znalezienie dla niej odpowiedniego partnera przypomina syzyfową pracę. Dziewczyna raz za razem jest odrzucana przez starsze Psy, a co za tym idzie, wraca pod opiekuńcze skrzydła dwójki zaprawionych w boju mentorów – Goodwin i Tunstalla. Tak się jednak składa, że los szykuje dla niej całą masę niespodzianek, począwszy od nowej, zabiedzonej i wychudzonej partnerki, poprzez miłosne podboje, zaś na zmianach w szeregach Psów skończywszy. Tymczasem, wiele dzieje się nie tylko w życiu młodej gwardzistki, jako że Corus zmaga się jednocześnie z dwoma poważnymi problemami – psuciem się żyta oraz fałszywym srebrem zalewającym miasto. By zapobiec katastrofie Becca i Goodwin zostają wysłane do portu Coynn, gdzie rozpoczyna się ich wyjątkowa przygoda i niecodzienna służba, w której skład wchodzi dobra zabawa i nieco hazardu. Brzmi wspaniale, ale w rzeczywistości jest zdecydowanie mniej różowo, gdyż po piętach naszych Psów depczą bezustannie ludzie trzymającej w szachu cały port Łotrzycy.

Niektóre powieści mają w sobie magię, która od razu uderza w nas z całą mocą i czyni niewolnikami zaklętej na papierze historii. Inne momentalnie odpychają nas niczym przeklęte, wypełnione trującym atramentem kleksy. Trylogia o Rebecce Cooper nie należy do żadnego z tych dwóch rodzajów. Dlaczego? Tak się składa, że Tamora Pierce jest bardzo subtelna w swoich czarach, co sprawia, że czytelnik nawet nie zauważa, kiedy znalazł się pod wpływem jej zaklęcia. Ot, nie najgorszy pierwszy tom, który może się podobać, chociaż nie oszałamia i nie wywołuje fanowskich pisków. A później sięgamy po część drugą i wtedy cała magia zostaje uwolniona, gdyż dopiero teraz zaczynamy rozumieć, że od samego początku byliśmy pod wielkim wpływem stworzonego przez panią Pierce świata.

Tak właśnie opisałabym uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas lektury „Magii złota”. Już pierwsze strony wypełniły mnie znajomym, choć niespodziewanym i zadziwiająco przyjemnym wewnętrznym drżeniem wiążącym się jednoznacznie z „Kronikami Tortallu”. Naprawdę nie sądziłam, że do tego stopnia wsiąkłam w tę trylogię, a jednak czytając drugi tom opowieści o Rebecce Cooper nie miałam już co do tego najmniejszych wątpliwości. Ten klimat, który Tamora Pierce rozsiewa przy okazji każdego tomu jest niezapomniany i prawdziwie magiczny. To jak znajomy zapach, który nagle przywodzi na myśl dzieciństwo, smak ulubionego dania kojarzący się ze szczęśliwymi chwilami, powrót do miasta pełnego wspomnień z przeszłości. Rozsiadasz się wygodnie, sięgasz po książkę, a zaczynając czytać uzmysławiasz sobie, że znasz Corus i niektórych jego mieszkańców jakbyś naprawdę tam kiedyś był/a! To uczucie, które trudno opisać i życzę każdemu z Was by kiedyś tego doświadczył.

W kilku słowach warto także wspomnieć o poruszonych w „Magii złota” tematach. Albowiem „Kroniki Tortallu” już w przypadku pierwszego tomu były lekturą przedstawiającą poważną problematykę w rzeczowy, ale subtelny sposób. Pod tym względem, druga część okazuje się jeszcze lepsza i pełniejsza, jako że także nasza bohaterka wydaje się nam znacznie doroślejsza niż w „Klątwie opali”. Na tych 554 stronach tekstu, autorka zdołała nie tylko przedstawić interesującą intrygę, odrobinę romansu i rozkochać nas w znanych oraz nieznanych dotąd bohaterach, ale także wplotła w swoją powieść temat homoseksualizmu, transwestytyzmu, seksu, antykoncepcji, tortur i morderstw. Dużo? Bynajmniej! Pani Pierce nawiązuje do każdego z problemów w sposób bardzo naturalny, wyważony i nienarzucający się w żaden sposób. Tym samym, sprawia, że świat przedstawiony jest bardziej trójwymiarowy, a postaci żywsze i realne. To naprawdę zasługuje na uznanie.

Osobny akapit postanowiłam poświęcić zagadnieniu sprawiedliwości, jaką widzimy w „Magii złota”. Tak się składa, że tym razem Becca Cooper spogląda na nią inaczej niż do tej pory, ujawniając czytelnikowi swoje wątpliwości. Tak, dziewczyna jest Psem z krwi i kości, czuje powołanie do swojej pracy lecz nie zamyka oczu na to, jak wygląda ten zawód od środka. Wymuszanie zeznań torturami, poszukiwanie winnego zamiast dociekanie prawdy. Ile sprawiedliwości jest w sprawiedliwości? I do kogo zwrócić się o pomoc, kiedy zawodzą ci, na których powinno się polegać? Corus nie jest idealne, ale to właśnie sytuacja w porcie Coynn idealnie obrazuje tę drugą, mroczną stronę pracy Psów, która kłóci się z ideałami głównej bohaterki, a na którą dziewczyna nie ma najmniejszego wpływu.

Podsumowując ten tom z lekkim przymrużeniem oka, zdradzę Wam jego sekretną formułę:

„Magia złota” = „Komisarz Rex” + „Zakochany kundel”

Wydaje się dziwne? Możliwe, ale na pewno jest to połączenie warte uwagi.





Pisane dla:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!