piątek, 5 maja 2017

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (Część XXIV)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XXIV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

Magnus, Izzy i Catarina wspólnie wrócili do salonu, gdzie Clary i Alec zajęci byli rozmową na temat Przyziemnych oraz łatwości ich kontrolowania, która wpływała na wzmożoną aktywność demonów. Jak zwykle Clary usiłowała bronić Przyziemnych, podczas gdy Alec nie miał dla nich litości, krytykując niemal każdy aspekt ich życia.
Zabawne, ale żadne z nich nie narzekało już na zamianę ciał i najwyraźniej czuli się w nich bardziej komfortowo niż na samym początku. Wprawdzie nie potrafiliby żyć tak dalej i ich chwilowa filozofia zen szybko by zawiodła, ale z każdą chwilą wydawali się zapominać o niedogodnościach płynących z całej tej podmiany. Dzięki temu ich szanse na pokonanie demona wzrastały zarówno ze względu na większy komfort fizyczny, jak i psychiczny.
Czy mieli jednak realne szanse w walce z piekielnym paskudztwem, które przywołano? Na to pytanie nie znali odpowiedzi, ale dzięki umiejętności przystosowania się do sytuacji, mogli mieć taką nadzieję.
- No dobrze, dzieci. - Magnus przewrócił oczyma słysząc kłótnię dwójki Nocnych Łowców - Jace jest już w terenie i na nas również przyjdzie czas, a to znaczy, że już teraz musimy zająć się tym oto małym problemem. - wskazał nadąsaną Isabelle, której najwidoczniej nie podobało się to, jak ją nazwał, chociaż wszyscy mieli świadomość, jak trafne było to określenie.
- Moja mama na pewno wiedziałaby jak zająć się dzieckiem... - Alec pożałował swojej propozycji, kiedy tylko opuściła jego usta, a Magnus spojrzał na niego jakby miał do czynienia z kimś niespełna rozumu.
- Z całym szacunkiem, kochanie, ale Maryse nie jest głupia. Domyśli się, że ta mała klucha podejrzanie przypomina chłopaka jej syna, którego ona nie potrafi zaakceptować z takich czy innych powodów. Mały, bezbronny Magnus Bane w jej rękach? Nigdy w życiu! Kocham cię, Alec, ale twoja matka to ostatnia osoba, której byłbym skłonny zaufać.
- Raphael i Simon mają swoje własne zmartwienia, podobnie jak wszystkie wilkołaki z watahy Luke'a. - zauważyła ostrożnie Clary. - Ty Magnusie nie ufasz Nocnym Łowcom, zaś Faeriom nie ufa nikt z nas. Pozostają tylko inni czarownicy, o ile znasz takich, którzy mogą się zająć Isabelle, a nic im się nie stało z powodu pentagramu. W przeciwnym razie mamy do wyboru tylko jedną opcję. Przyziemnych.
- Kogo proponujesz, Clary? - czarownik najwyraźniej domyślił się do czego zmierza dziewczyna.
- Mamę Simona.
Alec skrzywił się, jakby ktoś właśnie przejechał paznokciami po tablicy.
- Masz lepszy pomysł? - dziewczyna spojrzała na niego wyzywająco.
Chłopak początkowo dzielnie wytrzymywał jej spojrzenie, ale w pewnym momencie odwrócił wzrok poddając się. Nie miał żadnej alternatywy dla jej propozycji, a co najgorsze, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nikt tak jak Przyziemna, która poradziła sobie z wychowaniem Simona, nie zaopiekuje się jego siostrą w ciele małego czarownika.
- Tak myślałam. Powiem jej, że to dziecko przyjaciółki, która ma kłopoty i podrzuciła mi je na kilka dni, ale że coś ważnego mi wypadło, szukam dla chłopca innej opiekunki.
- Sądzisz, że to kupi? - Catarina wydawała się mieć pewne wątpliwości, ale Clary szybko je rozwiała.
Uśmiechnęła się szeroko kiwając potakująco głową.
- Powiem jej, że Luke jest chory i czuje się koszmarnie, więc muszę się nim zaopiekować, ponieważ faceci to mięczaki, kiedy w grę wchodzi przeziębienie. Jestem pewna, że to zrozumie i mi pomoże.
- Wrócimy po ciebie, kiedy tylko będzie po wszystkim. - Alec wziął Isabelle na ręce i pocałował ją w policzek. - Bądź dzielna, siostrzyczko.
Podał dziecko Clary i patrzył, jak Catarina przewiesza dziewczynie przez ramię torbę z pieluchami i rzeczami niezbędnymi dla dziecka, które kobieta kupiła zaledwie kilka godzin wcześniej.
Wyczarowany przez ciemnoskórą portal, przeniósł trzy przedstawicielki płci pięknej w okolice rodzinnego domu Simona, zostawiając Aleca i Magnusa samych w mieszkaniu tego ostatniego. Gdyby tylko byli w swoich ciałach, wiedzieliby jak wykorzystać tę chwilę sam na sam, ale w obecnej sytuacji mogli tylko opaść ciężko na fotele i mieć nadzieję, że ich towarzysze szybko wrócą, aby położyć kres marnowaniu cennego czasu, czemu właśnie się oddawali.

Kilka godzin później, stanowczo zbyt poźną porą, kiedy wszyscy przysypiali słabo udając, że wciąż czekają na Jace'a:
Blondyn wpadł do mieszkania Magnusa z uśmiechem tak szerokim i tak pełnym samouwielbienia, że prawdopodobnie nikt nie chciałby tego ponownie oglądać. Jego entuzjazm odrobinę osłabł, kiedy zobaczył śliniących się, pochrapujących i ogólnie rzecz ujmując nieprzytomnych przyjaciół. Nie takiego powitania się spodziewał, kiedy wracał do nich z TAKĄ wiadomością! Powinni witać go już w progu głębokimi ukłonami wdzięczności! Kilka pochlebstw typu "jesteś niezastąpiony", "nie masz sobie równych" napewno by nie zaszkodziło, a nawet połechtałoby dodatkowo jego ego. Niestety, o tym mógł jak narazie zapomnieć.
- Pobódka, śpiące królewny! - ryknął z nie małą satysfakcją i padł na ziemię, kiedy w jego stronę poleciała kula magicznej energii. Cóż, spodziewał się tego po Catarinie i z rozkoszą zaryzykował ewentualny uraz, aby zobaczyć miny swoich zaskoczonych przyjaciół. Wybuchnął śmiechem, kiedy inni próbowali dojść do siebie i odzyskać jasność myślenia.
- Cholera, Jace! - kiedy tylko blondyn podniósł się na nogi, Alec uderzył go z całych sił w głowę. Niestety mięśnie Clary nie spisały się tak jakby chłopak sobie tego życzył, więc do pustej głowy Jace'a na pewno nie dotarło, że zachował się jak skończony idiota.
- Daj spokój, księżniczko. - niższy Nocny Łowca pokazał w uśmiechu pełny garnitur białych zębów. - Należało się wam. Auć!
Puchnąc z dumy, blondyn nie zauważył nawet, że Magnus zaszedł go od tyłu i zrobił to, co wcześniej usiłował zrobić jego chłopak. Ciało Aleca o wiele bardziej nadawało się do skopania tyłka Jace'owi, więc wykorzystał przynajmniej kilka z tych obłędnych mięśni, które śniły mu się po nocy ilekroć myślał o młodym Lightwoodzie.
- Skoro mamy za sobą wstępy, czemu zawdzięczamy tę jakże dojrzałą pobudkę? - spojrzenie czarownika było mroczne i groźne.
- Wiem, gdzie pojawi się demon! - Jace czekał na aplauz. Niestety przyjaciele nie zareagowali w spodziewany sposób. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. - Wiem. Gdzie. Pojawi. Się. Demon. - powtórzył powoli na wypadek, gdyby mózgi jego towarzyszy jeszcze spały.
- Jakieś szczegóły? - Clary starała się zachęcić go do mówienia.
Jace westchnął ciężko. Współpraca z przyjaciółmi naprawdę mu się jakoś nie układała. Postanowił to jednak złożyć na karb późnej godziny i ich otępienia.
- Za dwa dni w okolicy będzie miał miejsce koncert jakiegoś pajaca, którego nastolatki uwielbiają, z którego chłopcy się nabijają, a którego rodzice nienawidzą. Odbędzie się w okolicy, w której bezsprzecznie pożywia się ten cholerny demon, więc tego wydarzenia sobie nie odpóści. To będzie jedno wielkie skrzyżowanie sprzecznych emocji, kórymi można się bawić i karmić.
- Rozumiem do czego zmierzasz, ale skąd o tym wszystkim wiesz? - Catarina masowała kark obolały od dziwnej pozycji, w której usnęła.
- Słyszałem rozmowy toczące się przed plakatami koncertu. Policja jest już przygotowana na najgorsze scenariusze, a więc będzie gorąco. Jestem pewny, że demon nie zdążył jeszcze naładować swoich cholernych piekielnych baterii do końca, ale po tym koncercie mu się to uda. Jeśli chcemy odesłać go tam, skąd przyszedł, to może być nasza pierwsza i zarazem ostatnia szansa.
Chwilową ciszę, która zapanowała po jakże prawdziwych słowach Jace'a, było można kroić nożem.
Jeśli zdołają dobrze poznać teren i przygotować się odpowiednio... Jeśli obmyślą plan, który zadziała... Jeśli, jeśli, jeśli. Liczba niewiadomych była ogromna, a możliwości potknięcia mnożyły się z każdą chwilą. Każde z nich miało własne wątpliwości, każde na swój sposób oceniało swoje szanse walki.
- Kiedy przyjdzie pora, będziemy gotowi. - głos Magnusa był pełen zdecydowania, kiedy obrzucił wszystkich przyjaciół wyzywającym spojrzeniem, jakby czekając na sprzeciw.
W jego głowie najwyraźniej właśnie zaczynał kiełkować jakiś szalony pomysł, który mógł zakończyć się klęską lub zwycięstwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!