piątek, 6 stycznia 2017

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (Część XVII)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XVII
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

Jace wziął głęboki, uspokajający oddech i otworzył drzwi.
- Maryse, - wypowiedział imię stojącej pod drzwiami kobiety w ramach powitania. - W czym mogę ci pomóc?
- Gdzie twoje rodzeństwo? - Maryse rozejrzała się pospiesznie po pozornie pustym wnętrzu pokoju.
- W terenie. - odpowiedział chyba trochę zbyt szybko i nadgorliwie, sądząc po podejrzliwym spojrzeniu kobiety. - To znaczy, Isabelle jest chyba w swoim pokoju, wróciliśmy zabrać kilka rzeczy i wracamy do pracy. Alec i Clary są... w terenie. - przez chwilę miał zamiar dorzucić do wszystkiego imię Magnusa, jednak wiedział, że to wcale nie uspokoiłoby jego przyrodniej matki. Wręcz przeciwnie. Byłaby wściekła wiedząc, że jej pierworodny włóczy się po mieście w towarzystwie swojego chłopaka, który był jej solą w oku. Towarzystwo Clary nie byłoby tu żadną pociechą. Każdy, kto znał dziewczynę wiedział, że była sercem i duszą za związkiem młodego Lightwooda z zaprzyjaźnionym czarownikiem. Problem w tym, że Maryse Lightwood znała Magnusa Bane'a jeszcze jako członek Kręgu, co sprawiało, że ich wzajemne stosunki do przyjacielskich nie należały.
- W terenie... - kobieta powtórzyła za Jacem powoli, jakby ważyła te słowa, starała się je poczuć, wyłapać w nich smak kłamstwa.
- Coś odkryliśmy i może nawet wyjdzie z tego misja, ale najpierw musimy to sprawdzić. Nie chcemy niepotrzebnie wszczynać alarmu. Znasz tę historię o pastuszku i wilku, wiesz tę, w której pastuszek straszy mieszkańców wioski, a kiedy naprawdę zjawia się wilk, nikt mu już nie wierzy. Żeby tego uniknąć, postanowiliśmy najpierw sprawę zbadać, a dopiero później panikować. I dlatego nikt poza nami o niczym jeszcze nie wie.
- Jace, zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje wyjaśnienie brzmi bardzo pokrętnie i na kilometr śmierdzi kłamstwem?
- Tak, mam tego świadomość, ale to nie jest kłamstwo. Badamy sprawę, o której nikt nie wie. - przynajmniej w Instytucie, dodał w myślach. - Zaufaj nam i daj trochę swobody.
- Jace, czy ja wam kiedykolwiek ufałam?
- Touché! Ale tym razem musisz nam zaufać, Maryse. Nie jesteśmy tutaj nikomu potrzebni, a w mieście wiele się dzieje, nawet jeśli w Instytucie nikt o tym nie wie. Poszukaj Isabelle, ona na pewno powie ci to samo.
- Najwyraźniej nie mam wyboru. - kobieta poddała się. - Proszę cię tylko żebyście na siebie uważali i dajcie od czasu do czasu jakiś znak życia. Chciałabym wiedzieć, że nic wam nie jest.
- Jasne! - blondyn uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona zapraszająco.
Jego przyrodnia matka uściskała go mocno i poklepała po plecach.
- Pójdę już, może zdołam złapać Isabelle zanim wyjdziecie. - Maryse uśmiechnęła się melancholijnie, jakby właśnie zaczęła żałować, że jej małe dzieci tak szybko dorastają i wyszła z sypialni Jace'a, dzięki czemu chłopak mógł zamknąć drzwi, zanim Clary wypadła z szafy na podłogę, jak jakaś upchnięta na siłę góra ubrań.
- Auć, moje biodro. - jęknęła.
- Prawdę mówiąc to tylko czekałem, aż szafa zacznie się przez ciebie otwierać i będę musiał się o nią oprzeć żebyś nie wyleciała tak jak teraz.
- Och, zamknij się! Było mi niewygodnie i straciłam trochę równowagę. Nie sądziłam, że ktoś to usłyszał.
- Cała szafa się zatrzęsła.
- Niemożliwe!
- Możliwe, Clary i nie zapominaj, że jestem genetycznie zmodyfikowanym Nocnym Łowcą, na którym Valentine przeprowadzał swoje eksperymenty. Coś takiego jak ruch szafy, kiedy ktoś się w niej gzi, nie umknie mi na pewno. To tak na wypadek gdybyś planowała ukrywać w niej Simona.
- Jak słowo daję, Jace, zrobię ci dzisiaj krzywdę! Ale to później, teraz wynośmy się stąd, póki Maryse kręci się wokół pokoju Isabelle.
Dwójka Nocnych Łowców opuściła pokój Jace'a i przemknęła pospiesznie do wyjścia. Zdołali wymknąć się na zewnątrz niezauważeni przez nikogo, a przynajmniej nikogo ważnego, i teraz pospiesznie oddalali się od Instytutu.
Dzięki tej wizycie, Clary mogła odznaczyć przynajmniej jedno miejsce na ich mapie miasta. Najwyraźniej nikt, poza ich drobną grupką, nie ucierpiał podczas nocnego oberwania chmury i przywoływania demona. Szczęście w nieszczęściu, chciałoby się powiedzieć. Tym bardziej, że nie mogli mieć nigdy całkowitej pewności, że ktoś podobnie jak oni nie stara się ukryć szkód, jakie poczynił pentagram.
Tak jak mieli to w planach, rozpoczęli oględziny swojej części miasta od śledzenia linii pentagramu, a więc miejsc, w których działanie magii było podczas przywołania najsilniejsze. Początek był najłatwiejszy, ponieważ śledząc godziny zamknięcia poszczególnych sklepów, mogli ustalić, że w interesującym ich czasie, nikogo nie powinno być w środku. Tym samym wyładowania magii trafiały tutaj w próżnię. Problemy zaczęły się, kiedy dotarli do pierwszego domu mieszkalnego, ponieważ tam prawdopodobieństwo następstw przywołania wzrastało zdecydowanie.
- No dobrze, geniuszu. I co teraz? Nie zapukam żeby zapytać, czy nie wydarzyło się ostatnio nic podejrzanego. Widziałam to w jednym serialu, ale to słaby pomysł. Nie wkradniemy się też do środka, bo to nie ma do końca sensu.
- Możemy to połączyć. Ty będziesz zagadywać mieszkańców i spróbujesz z nich coś wycisnąć, a ja w tym czasie będę wchodził do domu żeby się rozejrzeć.
- Będą stać w drzwiach, nie wślizgniesz się. - dziewczyna spojrzała na chłopaka z powątpiewaniem. - Zresztą jak to sobie wyobrażasz? Będę pukać i wciskać kit, że ktoś porwał mojego pieska, wysłał mi list z żądaniem okupu, ale policja ma to w nosie, bo chodzi o psa, więc biorąc sprawę w swoje ręce chciałam zapytać, czy nie widzieli lub słyszeli czegoś podejrzanego, bo wszystko może mieć znaczenie? Jace, proszę cię, nie próbuj nawet udawać, że to dobry pomysł, ponieważ taki nie jest.
- Masz lepszy?
- Nie, ale to nie znaczy, że skorzystamy z tegooo
Zanim jednak dziewczyna zdążyła postawić kropkę na końcu zdania, Jace zadzwonił do drzwi i aktywował runę niewidzialności. Clary została postawiona przed faktem dokonanym.
- Zabiję cię później! - syknęła, ponieważ ktoś właśnie otwierał drzwi. - Dzień dobry! - dziewczyna podeszła bliżej, mając nadzieję, że stojąca w wejściu kobieta uzna, że właśnie miała zamiar odejść żeby się nie naprzykrzać. - Nazywam się Clary... Clarissa Morgenstern. - uznała, że lepiej podać dane bliskie rzeczywistym, ale nieużywane. Tak dla bezpieczeństwa. - Przepraszam, że tak panią nachodzę, ale czy ostatnio nie wydarzyło się w okolicy coś dziwnego? Cokolwiek, co odbiegałoby od normy. Naprawdę wszystko może mieć znaczenie, nawet dziwne zachowanie zwierzaka. Widzi pani, chodzi o to, że ktoś ukradł mojego pieska. Takiego małego, białego pudla. Wabił się Jace. - dziewczyna udała zrozpaczoną. Miała nadzieję, że jej chłopak słyszał, co właśnie powiedziała. Niech wie, że „awansował” na pudla. - To tylko pies, więc policja nie chce się tym zająć, ale ja nie chcę się poddać. Odkryłam, że w ostatnich miesiącach zginęło o wiele więcej zwierząt - starała się wykorzystać uroki ciała Isabelle, jej duże, ciemne oczy, aby były jak czarne jeziora smutku i wrodzony urok osobisty, którym ciemnowłosa potrafiła zaskarbić sobie serca innych. Naturalnie Izzy miała także inne talenty, w szczególności, kiedy chodziło o zawrócenie komuś w głowie, ale w tej chwili nie było jej to szczególnie potrzebne.
- Prawdę mówiąc złotko, nie jestem pewna. - kobieta w średnim wieku, która otworzyła drzwi, a teraz słuchała jej cierpliwie, podrapała się po brodzie. - Nie przypominam sobie nic osobliwego, chociaż mój Miluś niedawno zachorował. Biedactwo straciło wszystkie pióra. Weterynarz podejrzewa, że to jakiś wirus. Och, tak mi przykro z powodu twojego pupila. Mam nadzieję, że to znajdziesz.
- Dziękuję pani. Cóż, będę szukać dalej. Do widzenia i zdrowia dla Milusia. - Clary uśmiechnęła się do kobiety i odwróciła powoli, czekając aż ta zniknie za drzwiami.
To było koszmarne! Gdyby trafiła na kogoś mniej nawiedzonego, mogłaby nawet wpakować się w kłopoty. Podejrzana dziewczyna chodząca od domu do domu i zadająca dziwne pytania utrzymując, że chodzi o jej porwanego pudla, nie budziła zaufania innych.
To nie miało sensu. Najmniejszego! Musieli znaleźć inny sposób, musieli coś wymyślić. Czuła, że w ten sposób tylko wpakują się w jakieś kłopoty, a tych wolała uniknąć. Przynajmniej teraz, kiedy nie do końca była sobą.
- Dobra, robimy to jeszcze raz! Może tym razem wejdę do domu. - Jace potarł o siebie dłonie w geście zdradzającym niecierpliwość i gotowość do działania.
- Nie! - Clary złapała go za ramię zatrzymując. - To debilizm i ja nie zamierzam dalej brać w tym udziału. To nam nie pomoże i dlatego musimy znaleźć inne rozwiązanie.
- Jakie?! - blondyn prychnął poirytowany. - Daj spokój Clary, nic innego nie wymyślimy. Musimy iść na żywioł!
- Ty jesteś mięśniami, a ja mózgiem, więc daj mi pomyśleć. - dziewczyna zakryła mu usta dłonią żeby go uciszyć. Czy istniał jakiś sposób żeby dowiedzieć się czegoś na temat ludzi mieszkających w domach na liniach pentagramu? Musiał być!
- Hympf hym hymmym. – wymamrotał Jace zza jej dłoni.
- Co?
- Humpf hum hummym. - powtórzył.
- Nie rozumiem, co mówisz. - prychnęła.
- Więc zabierz tę rękę! - warknął, kiedy złapał ją za nadgarstek i odsunął dłoń od swojej twarzy. - Mówię żebyśmy spróbowali jeszcze tylko raz. Jeden raz, Clary. Może to nam podpowie jakiś nowy pomysł, dobra? Tutaj, w tym domu z ładnym ogródkiem. Wygląda na miejsce, gdzie mieszkają dobrzy, uczciwi ludzie.
- Jace... - Clary wahała się przez dłuższą chwilę. - Ale tylko tutaj, dobrze?
- Jasne, masz moje słowo!
- I tak mi się to nie podoba. - mruknęła dziewczyna i zadzwoniła do drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!