piątek, 29 lipca 2016

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (część I)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: I
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia




Satynowy granat spowił niebo nieprzeniknioną głębią koloru. W powietrzu unosił się ciężki, intensywny zapach rozgrzanego słońcem miasta, którego nie dało się porównać z niczym innym. Tę woń po prostu się znało i tęskniło się za nią, choć kojarzyła się z nadmiernym upałem, duchotą, gęstym powietrzem zmuszającym do walki o każdy oddech.
Nie minęło nawet pięć minut, od kiedy chmury zasłoniły świecące jasno gwiazdy i znajdujący się w pełni księżyc, a pierwszy błysk rozdarł nieboskłon. Jedna sekunda, dwie, trzy... Grzmot był potężny, przerażający, niemal nienaturalny. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać leniwie z nieba, kiedy echo grzmotu ucichło. Wrażliwe ucho usłyszałoby ciche westchnienia rozkoszy, jakie wydawały rozgrzany asfalt, płyty chodnikowe oraz dachy wysokich, ściśniętych blisko siebie budynków.
Puk, puk. Puk, puk. Puk, puk. Krople niepewnie uderzały o szyby, by nagle z nieba spłynął prawdziwy wodospad, zamieniając miarowe, przypominające bicie serca pukanie w nieprzerwany szum. Seria błysków rozświetliła niebo, wkradając się nawet w najciemniejsze uliczki miasta, a zaraz potem pioruny uderzyły o ziemię, ogłuszające niczym wybuch bomby. Światła, które do tej pory nakrapiały Nowy York żółtymi, migotliwymi plamkami, teraz pogasły.
W serca mieszkańców miasta wkradły się strach i niepewność. Czy to atak terrorystyczny? Czy to dlatego przez nieustający szum deszczu i grzmoty przedarło się płaczliwe zawodzenie syren?

*

W powietrzu unosiła się osobliwa mieszanka gryzącego, obcego oraz znajomego, słodkiego zapachu. Miasto budziło się do życia, chwilowa cisza, jaka nastąpiła, kiedy burza ucichła nad ranem, teraz była już tylko wspomnieniem. Gwar miasta docierał nawet do wnętrza pokoju, który przecież powinien być magicznie wyciszony.
Niezadowolony, zaspany umysł Magnusa kręcącego się niespokojnie w białej pościeli zaczynał powoli nabierać jasności. Przesunął leniwie dłonią po włosach i zastygł w chwilowym bezruchu. Wilgoć zawsze wpływała na nie negatywnie, ale teraz ich struktura wydawała mu się zupełnie inna, niemal obca, co było przecież niemożliwe. Uchylił powieki spoglądając przed siebie, ku górze, gdzie spodziewał się zobaczyć bordowy materiał rozpostarty nad łóżkiem, ale zamiast na nim, jego wzrok spoczął na gładkim, białym suficie. Rozejrzał się wokół siebie, a w jego serce wkradła się niepewność.
Nie znał tego miejsca, zupełnie nie kojarzył pokoju, w którym się obudził. Wprawdzie był czarownikiem o bujnym życiu towarzyskim, więc zdarzyło mu się niejednokrotnie otwierać oczy w obcym miejscu, ale to zawsze było do przewidzenia. Tym razem coś podobnego nie miało prawa się wydarzyć. Magnus od pewnego czasu prowadził przykładne życie, czemu sprzyjał jego rozkwitający powoli związek z uroczym Nocnym Łowcą. Jak to więc możliwe, że niespodziewanie obudził się w miejscu, którego zupełnie nie kojarzył? Był przecież pewny, że późnym wieczorem położył się spać w swoim łóżku!
Czarownik odrzucił pościel jednym zdecydowanym ruchem, a jego spojrzenie spoczęło na jego nagiej piersi. Jego? Znał tę pierś, wyryła się w jego pamięci rozkoszą, nadzieją i pragnieniem, kiedy zobaczył ją pierwszy i jak dotąd ostatni raz. Nie należała jednak do niego, a przynajmniej nie dosłownie.
Zerwał się gwałtownie z łóżka i podszedł do stojącego przy ścianie lustra patrząc w nie z niedowierzaniem. Słodkie, niewinne oczęta, prawdziwie przystojna, niemal piękna twarz, ciemne, rozczochrane po nocy włosy.
- Alec?
Magnus patrzył na swoje odbicie zaskoczony. Był Wysokim Czarownikiem Brooklynu, stąpał po ziemi od setek lat, ale coś takiego przytrafiało mu się po raz pierwszy w życiu.
Myśl, która zakwitła w umyśle Magnusa była jak nagły błysk, krótki wybuch. Kącik ust Aleca uniósł się ku górze w uśmiechu, do jakiego, mogłoby się zdawać, chłopak nie był zdolny. Jego ciało nie miało z tym problemu, to zajmująca je dotąd niewinna dusza nie pozwalała mu na tak wyraźnie perwersyjny wyraz twarzy. Tak się jednak składało, że teraz, kiedy to Magnus przejął we władanie całą tę słodycz, jaką był Alexander Lightwood, wszystko było możliwe.
Język Aleca zwilżył jego cudownie wykrojone wargi w wysoce perwersyjny sposób, kiedy błyszczące oczy niemal lizały odbicie w lustrze, zaś duża, silna dłoń przesunęła się po płaskim, wyrzeźbionym idealnie brzuchu. Magnus złapał pewnie za gumkę spodni piżamy oraz bielizny odciągając materiał zdecydowanie od ciała. Uśmiech na twarzy Aleca powiększył się, kiedy ciekawski czarownik zajrzał w jego spodnie.
- Co ty wyprawiasz?! - piskliwy głos dochodzący od strony drzwi sprawił, że serce Magnusa podskoczyło gwałtownie w piersi Aleca.

*

Codzienne, wieloletnie treningi przyzwyczaiły Aleca do wczesnego wstawania i ten dzień nie zaczął się dla niego inaczej. Ziewnął przeciągając się i usiadł kręcąc głową dla rozluźnienia i rozciągnięcia mięśni karku. W końcu otworzył oczy i wtedy dotarło do niego, że coś jest nie tak.
Jasne, znał ten pokój, miał okazję zajrzeć do niego dwa, może trzy razy, ale bez wątpienia sypialnia nie należała do niego i nie powinien się w niej budzić! Na Anioła, co on właściwie robił w pokoju Clary?! Może on i ruda nie byli już na wojennej ścieżce, ale to nie znaczyło, że powinien rozpoczynać nowy dzień u niej!
Coś, jakiś wewnętrzny głos, kazało mu spojrzeć w dół. Jego oczy stały się wielkie jak spodki. Nie myśląc o tym wiele, sięgnął do klatki piersiowej macając ją. Nie było wątpliwości. Miał piersi! Gwałtownie zabrał dłonie, jakby obawiał się, że zostanie to przez kogoś odebrane jako molestowanie i zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu lustra. Przed oczyma mignęły mu rude włosy i serce zamarło w jego kobiecej piersi. Sięgnął do głowy zaciskając dłonie na miękkiej, rudej grzywie. Badając ciało, w którym się znalazł dalej, przesunął opuszkami palców po gładkiej skórze twarzy, która nie powinna należeć do niego.
Alec nie był głupi i jego umysł bardzo szybko dodawał dwa do dwóch. Zupełnie nie rozumiał jak to wszystko jest możliwe, ale w tamtej chwili nie miało to dla niego większego znaczenia. Gdyby chodziło o zwykły urok, o wypaloną na ciele runę, nadal byłby u siebie, a skoro znalazł się w pokoju rudej w dodatku w jej ciele, to nie było mowy o pomyłce. Nie miał też więcej czasu na szukanie lustra. Wybiegł z pokoju Clary pędząc do swojego. Skoro on był tutaj, w ciele dziewczyny, to kto znajdował się w jego?
- Cholera! - syknął rozpoznając ten irytujący głos, który na początku przyprawiał go o migrenowe bóle głowy i nabrał pewności, co do swoich dotychczasowych domysłów. - Szlag! - warknął, kiedy niemal się potknął. Na co komu takie słabe, niewyćwiczone, pozbawione mięśni ciało?!, zapytał samego siebie w myślach.
Docierając na miejsce w rekordowym tempie, gwałtownie otworzył drzwi swojego pokoju.
Zaparło mu dech, kiedy zobaczył siebie stojącego przed lustrem i nurkującego we własne spodnie.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął koszmarnie piskliwym głosem zanim w ogóle o tym pomyślał.
Jego ciało odwróciło się w jego stronę gwałtownie.
- Clary? - usłyszał swój własny głos i aż zakręciło mu się w głowie.
- D... Dlaczego zaglądasz mi w spodnie?! - rzucił znowu piskliwie Alec i wszedł do pokoju kolejny raz przeklinając to małe, niezgrabne ciało, które tym razem niemal potknęło się w progu.
- Alexander? - chociaż głos należał do Aleca, słodka melodia z jaką zostało wypowiedziane jego imię nie pozostawiała żadnych wątpliwości.
- Magnus! - rzucił pewnie chłopak w ciele Clary odczuwając niejaką ulgę, ale szybko ocknął się i zmarszczył jasne czoło dziewczyny mrużąc oczy z niezadowoleniem. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Cóż... - Magnus zawahał się najwidoczniej nie mogąc znaleźć żadnej błyskotliwej odpowiedzi na tak celne i bezpośrednie pytanie. - Prawdę mówiąc pozwoliłem sobie skorzystać z okazji i sprawdzić, co przede mną ukrywasz.
Policzki Clary zarumieniły się, co niestety nie wywarło na Magnusie większego wrażenia. Nie łatwo było zaakceptować fakt, że jego niemożliwie słodki i nieziemsko przystojny chłopak znajduje się teraz w ciele Clarissy Fray. Może i dziewczyna nie odstraszała, ale na pewno nie spełniała wymogów Magnusa.
- Clary?
Głos Jace'a sprawił, że serce Aleca zabiło szybciej. Nie był to jednak rytm nadawany mu przez miłość, ale zaskoczenie. Nie codziennie twoja pierwsza miłość przyłapuje cię w ciele swojej dziewczyny w twoim własnym pokoju. Nie wspominając o fakcie, że przed wami stoi twój chłopak w twoim ciele. Alecowi kolejny raz zakręciło się w głowie od tego całego szaleństwa.
- Co robisz w pokoju Aleca?
- Jace, Jace, Jace... - Magnus zbliżył się momentalnie do Aleca i zasłonił go swoim ciałem. - Rozumiem, że chociaż ty jesteś sobą?
Blondyn zmarszczył czoło spoglądając na przyjaciela, jakby ten potrzebował natychmiastowej pomocy czarownika. Odrywając podejrzliwe spojrzenie od Aleca próbował dostrzec za jego plecami swoją ukochaną.
- Clary, co jest grane?
- Przyznaję, że wolałbym abyś dowiedział się o tym w inny sposób, ale nie istnieje chyba coś takiego, jak łagodna metoda i odpowiedni moment na złamanie komuś serca, więc po prostu to z siebie wyrzucę. - Magnus spojrzał na Jace'a współczującym wzrokiem szczenięco słodkich oczu Aleca. - Clary wyznała mi właśnie, że kocha Isabelle. Nie wiedziała jak ci to powiedzieć, więc...
Wargi blondyna rozwarły się w wyrazie zaskoczenia, jaki pojawił się na jego przystojnej twarzy, przez co Magnus z trudem stłumił uśmiech, który cisnął mu się na usta.
- Tak mi przykro. - westchnął teatralnie.
Twarz Jace'a stężała, usta zacisnęły się w wąską linię, a w głębi jasnych oczu o jakże niecodziennym kolorze pojawiły się pustka i towarzyszący jej mrok.
- Magnusie! - Alec zapiszczał karcąco za plecami czarownika. - Jace, to nie tak! - zwrócił się pospiesznie do swojego parabatai. - To nie tak! - powtórzył nie wiedząc, jak ubrać w słowa to, co właśnie miało miejsce.
Jace nawet nie zareagował.

*

Już od dłuższego czasu Clary przewracała się z boku na bok nie wiedząc, co ją obudziło, ani też nie pojmując, dlaczego nie mogła ponownie zasnąć, powracając w czułe, kojące objęcia Morfeusza. Cała ta sytuacja wydawała się irytująca niczym brzęcząca nad uchem mucha. Zupełnie jakby jej ciało na coś czekało, jakby podświadomość wiedziała, że coś ma się wydarzyć i utrzymywała ją w pełnej gotowości umysłowej.
To nie ma sensu, pomyślała siadając na łóżku i przecierając zaspane oczy. Ziewając, rozejrzała się po pokoju i zawahała się. Z początku jej uwagę przyciągnął panujący w pomieszczeniu bałagan, przez co dopiero po chwili zaczęła zauważać konkretne szczegóły otoczenia, które nie pasowały do tego, co spodziewała się zobaczyć.
- Isabelle? - krzyknęła chcąc zapytać przyjaciółkę o powód swojej obecności w jej pokoju, ale głos jaki wydobył się z jej gardła nie należał do niej, chociaż był jej doskonale znany. - W co ja się tym razem wpakowałam? - zapytała głośno, aby mieć pewność, że naprawdę mówi jak Izzy. - OK...
Zsunęła się z łóżka mając wrażenie, że jest zdecydowanie zbyt niska. Przeszła na bosaka przez pokój kątem oka uchwyciwszy w lustrze swoje odbicie, co zatrzymało ją momentalnie w miejscu. Z niedowierzaniem patrzyła na niewątpliwie piękną Isabelle, której brwi podjechały wysoko do góry, a usta uchyliły się nieznacznie, doskonale naśladując minę, jaką zwykła czasami robić Clary. Dziewczyna spojrzała w dół na swoje zgrabne, krótkie i ciemne nogi wyeksponowane dzięki krótkim spodniom piżamy i odgarnęła za ucho gładkie, kruczoczarne włosy, które przysłoniły jej świat. Oszołomiona dopiero po chwili zrozumiała, że nie są rude i ponownie zwróciła spojrzenie ciemnych oczu na odbicie w lustrze.
Czy coś podobnego wchodziło w zakres specjalnych szkoleń Nocnych Łowców? Nie sądziła, że jej życie może być jeszcze bardziej zakręcone niż dotychczas, ale najwyraźniej los miał jeszcze w zanadrzu kilka niespodzianek. Aby nabrać pewności, obejrzała dokładnie każdy skrawek swojego ciała w poszukiwaniu runy, za pomocą której Valentine zmienił się kiedyś w Michaela Waylanda. Nie znalazła jej, co trochę ją zaniepokoiło, ale postanowiła nie tracić głowy. Jeśli to jakiś żart przyjaciół, nie da im satysfakcji! Postanowiła jednak czym prędzej dowiedzieć się, o co chodzi, toteż założyła ustawione przy ścianie adidasy do ćwiczeń i wyszła z pokoju zdecydowanym, równym krokiem, chociaż wcale nie czuła się pewnie i była bliska paniki.
Muszę znaleźć Jace'a, pomyślała, jeśli ktoś maczał w tym palce to z pewnością on. Jej celem stał się więc pokój chłopaka.
Nie musiała jednak szukać daleko, ponieważ blondyn jakby wiedząc, że będzie jej potrzebny, stał na korytarzu przed pokojem Aleca, który znajdował się niemal o rzut kamieniem od pokoju Izzy. Clary przesunęła wzrokiem po ukochanym, perfekcyjnym w jej odczuciu ciele, którego nigdy nie miała dosyć i poczuła przyjemne łaskotanie w brzuchu. Jace, jej Jace. Jeśli jeszcze przed chwilą potrafiła myśleć racjonalnie, tak teraz zapomniała o całym świecie spoglądając na ostry profil blondyna. Nie pragnęła już niczego, jak tylko znaleźć się w jego objęciach, poczuć bliskość jego twardego, umięśnionego ciała, skosztować jego ust.
- Jace! - wyrwało się z jej ust i popędziła w stronę chłopaka.

*

- Isabelle? - Jace wydawał się zaskoczony, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz tego dnia, kiedy siostra rzuciła mu się na szyję i zmiażdżyła jego usta swoimi. To na chwilę odciągnęło jego uwagę od Clary, Aleca i wyznania, które właśnie usłyszał.
- Przyznaję, to wykrzykiwanie nawzajem swoich imion jest niezwykle wzruszające, ale zaraz mnie zemdli. - Magnus w ciele Aleca skrzywił się wyraźnie niezadowolony.
- Ja już czuję mdłości. - Alec wykrzywił się z niesmakiem. - Nigdy nie sądziłem, że zobaczę coś podobnego.
- Cóż, przynajmniej doskonale wiemy, kto zajmuje teraz ciało Isabelle. - zauważył rozsądnie Magnus. Stanął za swoim chłopakiem i uwiesił się na nim opierając głowę na kościstym, jasnym ramieniu.
- Jesteś ciężki! - pisnął speszony Alec, co wyrwało Jace'a z odrętwienia.
Blondyn odsunął od siebie Isabelle i spojrzał najpierw na nią, a następnie na rumianą Clary, która próbowała odepchnąć od siebie wyraźnie bawiącego się świetnie Aleca.
- Cholera! - syknął przecierając twarz dłońmi w nadziei, że wszystko mu się tylko śni. Niestety kiedy spojrzał ponownie na przyjaciół nic się nie zmieniło. Co ich wszystkich ugryzło?! - Czy ktoś mi wyjaśni, co się tutaj dzieje?! - warknął, co sprawiło, że Clary zaprzestała swoich przepychanek z jego parabatai i zamiast tego spojrzała na niego wzrokiem niewinnego, skarconego szczeniaka.
I wtedy dopiero zapanował chaos. Ona i Isabelle zaczęły jednocześnie przekrzykiwać jedna drugą, a on nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiły.

*

Isabelle uśmiechnęła się do siebie szeroko. Jeszcze nigdy nie spała tak dobrze, jak tej nocy. Było jej miękko i wygodnie, wręcz idealnie. Z rozkoszą otuliła się dokładniej jedwabną pościelą, która gładko niczym woda spływała po jej ciele na łóżko. W powietrzu unosił się słodki, kojący zapach, który sprawiał, że nie chciała się budzić, nie chciała otwierać oczu, ani powracać do rzeczywistości. I co z tego, że wszystkie te doznania były jej obce i świadczyły o tym, że coś jest nie tak? Kogo to obchodzi, kiedy przyjemność bierze górę nad rozsądkiem?
Niestety poczucie obowiązku okazało się silniejsze od egoizmu. Dziewczyna zamruczała niczym zadowolona z życia kotka i przeciągnęła się rozciągając mięśnie. Była przekonana, że jest już całkiem rozbudzona, jednak przyjemne doznania nie zniknęły, co skłoniło ją do uchylenia powiek. Szybko i trzeźwo oceniła sytuację. Poczuła wprawdzie ukłucie paniki, ale stłumiła je skupiając się na praktycznym podejściu do niecodziennej sytuacji. Była w mieszkaniu Magnusa, w łóżku Magnusa i... Spojrzała w dół na swoje ciało. Na Anioła! Najwyraźniej także w ciele Magnusa!
Przesunęła dłonią po gładkiej, umięśnionej piersi pokrytej ciemną skórą i zawahała się marszcząc brwi. Wzięła głęboki oddech i pomyślała o Alecu.
- Robię to dla ciebie, braciszku. - szepnęła męskim głosem, który zabrzmiał dziwnie w jej uszach i podniosła jedwabną narzutę. Opuściła ją szybko sztywniejąc i wielkimi oczyma patrząc przed siebie. A więc się nie myliła, Magnus sypiał nago.
Rozejrzała się wokół siebie, jakby obawiała się, że ktoś może ją obserwować z ukrycia i ponownie zajrzała pod jedwabie, tym razem z miną nauczycielki przygotowującej się do interesującej lekcji, której już nie może się doczekać. W końcu chodziło o dobro Aleca!

*

Magnus wodził znudzonym wzrokiem po pokoju Aleca, kiedy trójka jego towarzyszy pogrążona była w stanowczo zbyt chaotycznej i w większości opierającej się na krzykach oraz podniesionych głosach rozmowie. Uwagę czarownika przyciągnął mało przyjemny dźwięk dzwonka komórki, która wibrowała i świeciła ponaglająco na nocnym stoliku. Rzucił okiem na stojącą w drzwiach trójcę, jednak żadne z nich nie zwróciło najmniejszej nawet uwagi na wciąż dzwoniący telefon, jakby wcale nie wydzierał się w niebo głosy. Magnus wzruszył obojętnie ramionami i porwał z szafki telefon. Rzucił okiem na wyświetlacz, na którym pojawiło się jego imię. Czy powinien pozwolić prawowitemu właścicielowi komórki odebrać to połączenie? Nie, na pewno nie. Zresztą, było oczywiste, że to nie on, nie Magnus, dzwoni do Aleca, więc jaki sens miałoby przekazywanie telefonu Nocnemu Łowcy?
- Kto mówi? - zapytał w ramach raczej bezczelnego powitania.
- Ym, przyznam, że nie takiego powitania się spodziewałam. - odezwał się po drugiej stronie linii niepewny głos Magnusa. - Nie jesteś moim bratem, więc kim?
- Isabelle, zapewniam cię, że Alec jest w dobrych rękach. Prawdę mówiąc, nie mógł trafić lepiej. - czarownik nie miał najmniejszego problemu z ustaleniem tego, kto zajął jego ciało. W końcu Isabelle sama zdradziła kim jest.
- Magnus, to ty, prawda? Ulżyło mi! - rzuciła, a odczuwaną przez nią ulgę słychać było w jej, czy raczej w głosie czarownika. - A tak w ogóle to gdzie jesteś? Słyszę jakieś głosy w tle.
- Mamy mały zjazd rodzinny. - westchnął Magnus obrzucając rozmawiających żywo przyjaciół zmęczonym spojrzeniem. Rozsiadł się wygodnie na łóżku najwyraźniej planując dłuższą rozmowę i wymianę ploteczek. - Może cię zainteresuje, że przed chwilą całowałaś namiętnie Jace'a, co przyprawiło o mdłości twojego słodkiego brata.
- Co?!
- Nie krzycz tak, zedrzesz mi gardło. - upomniał ją łagodnie. - Clary. - rzucił w ramach oczywistego wyjaśnienia sytuacji.
- Ach, no tak. A skoro przy tym jesteśmy... - głos Magnusa stał się śpiewny, płynny i wyraźnie słychać w nim było nutę nieskrywanej ciekawości. - Jesteś w ciele mojego brata. Jak ci się podoba to doznanie? Wiem, że zapewne nie na takie „w ciele Aleca” liczyłeś, ale...
- Isabelle, opanuj się! Jak sama zauważyłaś, jestem teraz twoim bratem i wolałbym zbyt intensywnie o tym nie myśleć. Przynajmniej nie w tej chwili.
- Tak, tak, jak chcesz.
- Ech, dobrze. Nie ma sensu marnować czasu, kiedy nawet nie wiem, co się wydarzyło i jak doszło do tej, nie zaprzeczę, interesującej i całkiem szczęśliwej sytuacji. Daj mi chwilę. Spotkamy się u mnie, więc nie wychodź z domu.
- O to się nie martw, dopiero zaczęłam przeglądać twoją garderobę. - roześmiała się i rozłączyła z melodyjnym „czekam” na ustach.
Magnus odłożył telefon i skupił myśli na czymś, co do tej pory mu umykało. Isabelle, która już od dnia ich pierwszego spotkania robiła wszystko, aby wyswatać Magnusa ze swoim bratem, teraz była w bezbronnym, pozbawionym jakiejkolwiek ochrony i zdanym na jej łaskę ciele czarownika.
- Czuję się molestowany... - westchnął i kolejny raz obrzucił szybkim spojrzeniem wydzierających się, gestykulujących przesadnie przyjaciół. - Koniec przyjemności, czas zabrać się do pracy.


Ciąg dalszy za tydzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!