niedziela, 5 czerwca 2016

Wyspa strachu - Håkan Östlundh



Tytuł: Wyspa strachu
Autor: Håkan Östlundh
Tytuł oryginału: Släke
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 360
Ocena: -6/6


Inspektor policji Fredrik Broman zaledwie kilka miesięcy wcześniej opuścił zatłoczony, chociaż dający poczucie wyobcowania Sztokholm i przeniósł się wraz z rodziną na Gotlandię. To miało być stosunkowo spokojne lato, intensywniejsze z racji bycia „nowym”, ale jednak spokojniejsze. Tak przynajmniej zakładał. Wszystko zaczęło się niestety zmieniać, kiedy ciekawski, uparty staruszek rozpoczął swoją małą prywatną krucjatę przeciwko zaparkowanemu na drodze jego codziennych przechadzek samochodowi. Nietraktowany poważnie przez policję, dociera w końcu do kogoś, kto poświęca mu więcej uwagi – Bromana. Przypadek i nieprzejednanie starszego człowieka prowadzą do odnalezienia ciała martwego mężczyzny nieopodal domku letniskowego, którego właściciel zgłosił niecodzienne włamanie. Rozpruta, wybebeszona owca i rozcięty od motka po krocze denat to niestety dopiero początek niezwykle trudnego i ubogiego w tropy śledztwa, które postawi na nogi nie tylko gotlandzką policję, ale także mieszkańców i letników przebywających na wyspie.

Już od pewnego czasu kryminały nieprzerwanie królują na księgarnianych półkach i czasami ciężko ocenić, który tytuł naprawdę zasługuje na uwagę. Postawmy więc sobie pytanie, co takiego czyni Wyspę strachu pozycją, po którą po prostu trzeba sięgnąć. Odpowiedź nie powinna być taka trudna. Po pierwsze, historia. W przeciwieństwie do wielu pisarzy, Håkan Östlundh nieprzerwanie utrzymuje swoją powieść w granicach prawdopodobieństwa, dzięki czemu jest ona pozbawiona przesady i bardzo naturalna. Z powodzeniem jesteśmy w stanie wyobrazić sobie rozwój akcji i wczuć się w nią tak, jakby była częścią naszej codzienności. Co więcej, autor nie skupia się wyłącznie na śledztwie, ale systematycznie i z wprawą buduje całe życie Fredrika Bromana. W konsekwencji, czytelnik dochodząc do ostatniej strony nie jest ślepo zapatrzony w głównego bohatera, ale czuje się częścią jego życia i pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest zafascynowany pracą w policji, jako czymś, co ubogaca codzienność i pozwala się spełnić. Przyznam, że na mnie, jako na osobie wychowanej w policyjnej rodzinie i marzącej o takiej pracy, zrobiło to spore wrażenie.

Kolejną wartą wspomnienia zaletą tej powieści jest poruszony tutaj problem przynależności oraz poszukiwania własnego miejsca. Tematy te często są nieodzowną częścią powieści dla młodzieży, podczas gdy literatura dla dorosłych zdecydowanie rzadziej się nimi zajmuje. I to jest błąd, którego ku mojej uciesze nie popełnia Håkan Östlundh. Jego Fredrik Broman jest w pewnym stopniu indywidualistą, ale jednocześnie częścią większej całości, jako że praca w policji to nierzadko gra zespołowa, podobnie zresztą jak życie. Nasz inspektor wciąż jest jeszcze na wyspie nowy, toteż jego więzi z ludźmi dopiero zaczynają się zacieśniać, zarówno prywatnie, jak i służbowo. Co więcej, zauważmy, iż Wyspa strachu to pierwszy tom większego cyklu, toteż jestem pewna, że autor pozwoli aby wątek odnalezienia się na Gotlandii, który tutaj poruszył, bezustannie ewoluował. Nie będę ukrywać, że ta strona powieści naprawdę przypadła mi do gustu i obudziła we mnie tym gorętsze uczucie względem tej serii.

Powyżej napomknęłam już nieśmiało o głównym bohaterze, Fredriku Bromanie, ale teraz chciałabym poświęcić jego kreacji trochę więcej miejsca. Prawdopodobnie może wydać się Wam dziwne, iż będąc wielką fanką charyzmatycznego i ekscentrycznego Harry'ego Hole'a, pokochałam jego całkowite przeciwieństwo, jakim jest Broman. Prawda jest jednak taka, że to właśnie w stworzonym przez Håkana Östlundha inspektorze dostrzegam ideały mojego dzieciństwa, które nadal mają na mnie ogromny wpływ. Postawmy sprawę jasno, wychowałam się na Strażniku Teksasu i byłam wpatrzona w Cordella Walkera jak w obrazek. Jak łatwo się domyślić, idealizowałam pracę mojego taty do tego stopnia, że sama również chciałam pracować w policji. Chociaż od tamtego czasu wiele się we mnie zmieniło, nadal mam w sobie tę niezachwianą potrzebę idealizowania i właśnie tej struny w mojej duszy dotyka Fredrik Broman. Nasz inspektor to mężczyzna pod czterdziestkę, typowy pracujący ojciec, oddany swojemu zawodowi, w którym się spełnia i który chce wykonywać. Nie ugania się za przestępcami dla podbudowania własnego ego, czy dla pieniędzy, ale z wewnętrznej potrzeby oraz z miłości do swojej pracy. Mało tego, chociaż bardzo by chciał, nie potrafi oddzielić od siebie życia prywatnego i zawodowego, toteż usilnie stara się po prostu pogodzić ze sobą te dwie sfery swojej codzienności. Fakt, iż praca w policji jest dla niego tak ważna, że myśli o niej nawet w wolnych chwilach i stara się być gotowy na każde zawołanie przełożonych, naprawdę mi zaimponował. Myślę, że teraz nikogo już nie zdziwi to, jak bardzo polubiłam Bromana.

Naturalnie do gustu przypadli mi także inni bohaterowie, z których każdy ma w sobie coś bardziej lub mniej charakterystycznego i nawet zupełnie zwyczajna pani Broman wzbudza naszą sympatię. Muszę jednak przyznać, że patrząc na ogół postaci dalszoplanowych, najbliżsi są mi współpracownicy Fredrika. Jednych poznajemy trochę lepiej, innych tylko cząstkowo, ale mając przed sobą kolejne tomy cyklu, wierzę, że jeszcze niejednokrotnie dowiemy się o nich wszystkich czegoś więcej. Cóż, najbardziej interesują mnie Gustav oraz Göran, toteż już teraz czekam z niecierpliwością na kolejną odsłonę serii, aby zaspokoić swoją niegasnącą ciekawość.

Podsumowując, Wyspa strachu jest dobrze i interesująco napisaną powieścią, po którą naprawdę warto sięgnąć. To nie tylko kryminał, ale także tzw. okruchy życia, czyli idealne połączenie, które daje pewność, iż do tej pozycji powróci się jeszcze niejednokrotnie. Co tu dużo mówić, Håkan Östlundh znalazł we mnie wierną czytelniczkę i mam nadzieję, że i Wy dacie mu szansę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!