sobota, 26 kwietnia 2014

Brudne ulice nieba – Tad Williams




Tytuł: Brudne ulice nieba
Autor: Tad Williams
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 488
Ocena: -5/6






Niebo i Piekło to dwa bieguny, między którymi znajduje się nasza Ziemia – teren neutralny, gdzie obowiązuje ściśle przestrzegane zawieszenie broni. No, może nie tak znowu ściśle, jako że nie łatwo utrzymać nerwy na wodzy, kiedy jest się zmuszonym stawać twarzą w twarz z wrogiem. I myślałby kto, że bycie aniołem to taka prosta sprawa i powód do radości – znajdujesz się na samym końcu łańcucha pokarmowego, zewsząd otaczają cię prawdziwe rekiny Piekła, musisz być na każde skinienie szefostwa, a na domiar złego jesteś bardziej ludzki, niżby się wydawało. Przecież to aż prosi się o kłopoty.

Robert „Bobby” Dolar to anioł, choć pewnie nie takiego sługi Najwyższego spodziewają się ludzie. Na co dzień zajmuje się zaawansowanym obijaniem się, byczeniem, trwonieniem czasu, leniuchowaniem, czyli szeroko pojętym opierdzielaniem się. W przerwach między jednym próżniactwem a drugim, Bobby pracuje jako adwokat dusz umarłych. Oznacza to ni mniej, ni więcej, jak tylko wstawianie się za zmarłymi podczas sądu po śmierci i odpowiadanie na zarzuty prokuratora w osobie demona. Ot, rutyna, nudna codzienność, byle do przodu. Niestety, do czasu. Tak się, bowiem składa, że niektóre dusze po prostu znikają jeszcze przed sądem, co wstrząsa zarówno Niebem, jak i Piekłem. Dla Bobby’ego Dolara to dopiero początek całej serii problemów, jako że z niezrozumiałego dla niego powodu, cały nadprzyrodzony świat jest przekonany, iż to właśnie on znajduje się w posiadaniu jakiegoś cennego fantu skradzionego wyższemu demonowi, co skutkuje nasłaniem na anioła potężnej, przedwiecznej bestii, której nawet srebro nie rusza. Dni słodkiego opierdzielania właśnie dobiegły końca.

Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu zastanawiał się nad tym, co tak naprawdę czeka człowieka po śmierci. Sąd, nicość, nowe życie? Tad Williams wybrał jedną z możliwości i wokół niej zbudował swoje San Judas – zwyczajne miasto, w którym dzieją się wyjątkowe rzeczy. Warto jednak zauważyć, iż mimo jednoznacznego nawiązania do religii chrześcijańskiej, autor nie czyni jej jedyną właściwą. Jego główny bohater, choć jest aniołem, nie przekreśla innych wyznań, a nawet wydaje się powątpiewać w niepowtarzalność „swojego”, bo niby co świadczy o jego unikatowym charakterze? Zresztą, Bobby nie owija w bawełnę i całkowicie szczerze mówi, że nigdy dotąd nie widział ani Boga, ani Jezusa, a więc nie może mieć pewności, czy to rzeczywiście oni stoją na samej górze tej pozagrobowej, anielskiej hierarchii. Co więcej, wystarczy zwrócić uwagę na wpływ innych kultur, jak chociażby postać Liska, która od razu nasuwa nam na myśl japońskie kitsune.

Nie oszukujmy się, sami aniołowie Tada Williamsa są naprawdę mało anielscy i raczej niewiele mają wspólnego z chwaleniem Boga, cudami i nawracaniem niewiernych. Tak się składa, że w „Brudnych ulicach nieba” boży posłańcy to w większości istoty błądzące tak jak sami ludzie. Aż chciałoby się powiedzieć, że nic co ludzkie nie jest im obce – kłamstwa, alkohol, nikotyna, seks, łamanie przepisów, więzienie. Oj, mają na swoim koncie niejeden grzeszek. Sam Bobby Dolar to niezwykle interesujący osobnik, który lubi grać na nosie demonom, daleki jest od miana pracownika roku, ugania się za atrakcyjną demonicą i niezwykle oszczędnie gospodaruje prawdą. Warto wspomnieć także o fakcie, iż niektórzy aniołowie to nie lada buntownicy, którzy nie zgadzają się z ustalonym odgórnie systemem Nieba i Piekła, co uwypukla jego wady. Nie musicie się więc obawiać, Tad Williams nie podjął się misji ewangelizacyjnej, ale tworzy swoje własne urban angel fantasy, które bawi, cieszy i fascynuje.

Na kilka ciepłych słów zasłużył także motyw sądu po śmierci, który autor przedstawił w bardzo ludzki i dlatego też interesujący sposób. Nie łudźcie się, Anioł Stróż to nie dobry samarytanin, który chroni nas od złego, ale konfident mający na nas oko i w czasie sądu spowiadający się z naszych grzechów i dobrych uczynków przed anielskim adwokatem. Tak się składa, że prokurator dobrze wie czego powinien się uczepić i jak przedstawić nas w najgorszym świetle, toteż ktoś powinien wiedzieć, jak nas z tego bagna wyciągnąć, prawda? Ale, ale! Nie zapominajmy o sprawiedliwych sędziach, którymi są wyżsi aniołowie. To oni decydują czy dusza nadaje się do zamieszkania w Niebie, powinna odpokutować w Czyśćcu, bądź musi pocierpieć w Piekle. Nie ma tak dobrze, nasz los zależny jest od wyższych istot, zaś my możemy tylko stać i przyglądać się temu, jak dwójka nieznanych nam osobników licytuje się o naszą wieczność. Fascynujące, ale raczej nie chcielibyśmy odczuć tego na własnej skórze.

Niestety, w liczne plusy powieści, wkradł się również pewien minus. Najsłabszą stroną „Brudnych ulic nieba” jest bez wątpienia zabarwiony dramatem wątek romantyczny, który autor mógł sobie podarować, jako że nie pasuje do całości powieści. Możemy przymknąć oko na fakt, iż nasz główny bohater przesadnie ślini się do atrakcyjnej demonicy, ale górnolotne, wielkie uczucie i dramatyczna przeszłość ukochanej to już odrobinę za wiele. Ja wiem, to takie amerykańskie, ale ileż można? On zwrócił na nią uwagę, ona początkowo stawia opór, są z dwóch różnych światów, nie mogą być razem, nikt nie może się dowiedzieć o tym, co ich łączy, on nie pamięta przeszłości, ona swoją zna aż za dobrze… Litości! Miłosne dramaty zdecydowanie nie służą tej powieści.

Mając wszystko to na uwadze, zaliczam „Brudne ulice miasta” do tytułów bardzo dobrych i godnych polecenia, jako że na to i owo można machnąć ręką, zaś zalety w pełni wynagradzają wady. Autor raczy nas dużą dawką humoru, wartką akcją i niemal kryminalną zagadką, a wszystko to ubiera w znakomite urban angel fantasy. Przy takiej lekturze świat naprawdę nabiera barw.

1 komentarz:

  1. Chciałabym się z nią zapoznać - czuję, że to coś takiego świeżego na rynku, ale może się mylę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!